W przypadającym dziś Światowym Dniu Anestezjologa, będącym świętem pielęgniarek i lekarzy chciałoby się złożyć życzenia tym, którzy na co dzień stają przy naszych i naszych bliskich łóżkach, kiedy potrzebujemy ratunku. Przed te życzenia jednak wybija się mieszanina strachu, żalu, smutku i chyba jednak zażenowania.
Strach jest obiektywnym w sytuacji, w której się znajdujemy, odczuciem – boimy się o zdrowie i życie nas samych i naszych bliskich, zerkając na codzienne raporty z wynikami zachorowań, a zwłaszcza zgonów. U niektórych pojawiają się nawet symptomy histerii. Wszystko to razem powoduje nerwowe zachowania także wobec pielęgniarek i lekarzy. A może dziś jest dobry moment na refleksję nad sytuacjami: obecną i tą z marca/kwietnia, gdy wielu z nas zdobywało się na gesty solidarności wobec pracowników służby zdrowia, ofiarowując pomoc w dostarczaniu środków higieny i zabezpieczających oraz np. podarowując „medykom” kanapki, czy inne dowody sympatii, podziwu i szacunku. Byli wtedy naszymi herosami.
A gdzie to dziś się podziało? Czy dotarliśmy już do poziomu napięcia psychicznego i zmęczenia pandemią, który pozwala nam zatracić życzliwość, empatię i inne ludzkie zachowania?
I właśnie tu pojawia się smutek, żal i chyba zażenowanie wobec wielu niegodnych słów, które padają w dyskusjach zwłaszcza na portalach społecznościowych, na których niektórzy gotowi są wylewać całe wanny pomyj tak na medyków, jak na siebie nawzajem. Bolesne jest to, że wielu potrafi brnąć w skrajnie nieodpowiedzialne zachowania i wręcz nawoływać np. do niestosowania się do zaleceń zakrywania ust i nosów maseczkami.
Jestem przekonany, że w obecnej sytuacji noszenie maseczek i zachowywanie dystansu społecznego zgodnie z zaleceniami jest najmniejszym możliwym wysiłkiem, jaki człowiek może ponieść dla dobra wspólnego. Należy zdać sobie sprawę, że dziś nie jest czas na przekomarzanie się w tej kwestii. Dziś jest czas na bycie odpowiedzialnym. Wg mnie każdy argument przeciw noszeniu maseczki jest wart funta kłaków, jeśli argumentów za jej noszeniem jest choć o jeden więcej.
Dziś w przededniu wejścia naszego powiatu do czerwonej strefy przypomina mi się tylko jeden moment mojego życia, kiedy sprawa była równie poważna. Zdaje się, że panowało podobne zbiorowe napięcie. Choć wtedy nie było tak silnej kampanii medialnej (sprawa była wręcz wyciszona i tuszowana), a już na pewno nie żyła tak silnie w społeczeństwie, bo np. nie było mediów społecznych. To moment wybuchu elektrowni w Czarnobylu. 



